Za zespołem Sygnałów Gotartowice pierwszy mecz kontrolny przed rundą wiosenną Klasy B. Porozmawialiśmy ze szkoleniowcem najskuteczniejszej rybnickiej drużyny w rundzie jesiennej – Zbigniewem Raczyńskim między innymi o ruchach kadrowych, meczu z Chwałowicami, ale także o początkach na zielonej murawie jak i pracy z młodzieżą. Zapraszamy do lektury.
Jak rozpoczęła się Pana przygoda z zespołem z Gotartowic?
Zbigniew Raczyński, trener Sygnałów Gotartowice: W momencie, w którym zostałem poinformowany o możliwości pracy z Gotartowicami prowadziłem młodzików w Świerklanach, rocznik 2008. Zadzwonił wówczas (październik 2019 rok) do mnie mój były trener – Pan Buchalik, którego znam jeszcze z czasów gry w barwach Rymera i nakłonił mnie do współpracy. Sygnały znałem, bo grał tam mój syn i jeździłem na jego mecze. Dostałem propozycję prowadzenia drużyny w pięciu spotkaniach, które pozostały do końca rundy. Taka miała być misja, te pięć spotkań. Bilans był korzystny – dwa zwycięstwa, dwa remisy i porażka. Po tych spotkaniach przekonano mnie, żebym został. Zrezygnowałem później z prowadzenie młodzików Fortecy Świerklany i poświeciłem się w całości w pracy szkoleniowej w Sygnałach Gotartowice.
Zrezygnować chyba nie było łatwo?
Początkowo prowadziłem obie drużyny. Zrezygnowałem z ciężkim sercem. Z tymi chłopakami z Fortecy Świerklany to była niesamowita przygoda, ale też spore doświadczenie. Do dzieci trzeba inaczej dotrzeć. Trzeba być jednym z nich. Jak przegrywali była rozpacz, niedosyt i wtedy należało je pocieszyć. Było widać, że tym chłopakom zależy. Pamiętam mecz z RKP, drużyną, która wtedy wygrywała z wszystkimi. Przed meczem puściłem motywującą muzykę. Chłopaki byli w szoku, co to w ogóle jest. Wtedy powiedziałem do nich panowie, choć powinienem inaczej: gramy na całego i najlepiej jak potrafimy. Skupcie się i skoncentrujcie, po czym wyszedłem z szatni. Była to spora odskocznia od tego czego uczą na kursach. To był inny tryb pracy. Bodajże, o ile dobrze pamiętam ten mecz zremisowaliśmy, ale to nie jest najważniejsze. Utkwiła mi sytuacja, w której jeden z moich zawodników złamał palec. Chłopak był na tyle zdeterminowany, że po opatrzeniu powiedział trenerze ja wejdę i dokończył ten mecz. Byłem pełen podziwu i determinacji tych chłopaków, zeszli z boiska zadowoleni i szczęśliwi. To było fajne, bo przegrać można zawsze, ale zeszli z boiska i wiedzieli, że dali z siebie wszystko. To kształtuje u tych młodych zawodników charakter i moim zdaniem to zaowocuje później.
A jak zaczęła się Pana przygoda z futbolem?
Pochodzę z Niedobczyc. Wszystko zaczęło się od trenera Polańskiego, który zauważył mnie grając na sali przy Wrębowej. Tak zaczęła się moja przygoda z Rymerem, w którym spędziłem bodajże dwanaście lat. Od łebka-trampkarza przez okręgówki aż po III ligę. Byłem napastnikiem, później grałem w Rogoźnej. Zagrałem rundę w C-klasie, po czym w sparingu z A-klasowymi Baranowicami strzeliłem trzy bramki w kwadrans i skręciłem kolano. Kontuzja kontuzją, ale moja drużyna przegrała ten mecz 3:4, mimo iż było już 3:0 (śmiech). Po dobrym występie trafiłem do Baranowic, ale tam nie rozegrałem żadnego oficjalnego meczu, bo za namową Pana Janusza Sobika trafiłem do ligi okręgowej, a konkretnie do Płomienia Połomia. To był mój ostatni klub. Były to fajne czasy.
Czym różnią się od obecnych?
Tym, że na chwilę obecną mamy laptopy i komórki i próbujemy się zebrać do treningu. Wówczas było tak, że telefonów nie było, ale boiska były pełne. Z tego co widzę to w podokręgach grają zawodnicy ze średnią wieku ponad 30 lat. Wiem, bo sam mam synów i widzę, że do 15 lat zapał jest, później z jedenastu może dwóch kontynuuje przygodę z piłką. Dużo by mówić na ten temat, który często poruszany jest na szkoleniach trenerów. Przykładowo Racibórz ma klas sportowych mało i większość zawodników z tych drużyn pochodzi z Rybnika. Wewnętrzny problem lokalnej piłki nożnej jest taki, że drużyny z Raciborza pochłaniają rybnickich zawodników oferując im konkretne sumy. Najgorsze jest jednak to, że niektórzy wolą siedzieć w domu niż grać za mniejsze pieniądze. Przykładowo u nas gra zawodnik, który dojeżdża z Pszczyny. Jak widać pieniądze to nie wszystko.
Jak ocenia Pan jesień w wykonaniu Sygnałów Gotartowice?
Powiem szczerze, że jestem zadowolony, a nawet bardzo. Zawsze gdzieś z tyłu głowy mamy ten awans, ale aktualnie nie odczuwamy presji. Nie wszyscy mogą udźwignąć ten ciężar w głowach. Jeśli nie ma nacisku jest atmosfera i gramy dla przyjemności. Wychodząc na boisko nie łatwo, ale zdobywamy punkty z uciechą. Jest oczywiście niedosyt ze względu na porażki. Ciekawie było też w Pucharze Polski na szczeblu podokręgu Rybnik. Przez pandemie zachwiany został okres przygotowawczy, przez co wystartowaliśmy w rozgrywkach pucharowych, w których dotarliśmy do ćwierćfinału. Żałujemy, że los nie skojarzył nas z ROW-em Rybnik.
W rundzie jesiennej Pana zespół odniósł dziesięć zwycięstw i zanotował trzy porażki. Czy z perspektywy czasu którejś można było zapobiec?
Najbardziej boli porażka z Płomieniem Czuchów (2:3). Ze względu, że kolejkę wcześniej lider (Borowik Szczejkowice) tyko zremisował z KP Kamień, przez co my byliśmy na czele tabeli. Mam pretensje sam do siebie, bo na tamtą chwilę mogłem to inaczej rozegrać. Ta porażka boli najbardziej.
Sygnały Gotartowice to na chwilę obecną najskuteczniejsza rybnicka drużyna. W obecnych rozgrywkach Pana podopiecznym aż pięćdziesięciokrotnie udało zaskoczyć się drużynę rywali. Skąd tak imponująca skuteczność?
Zaskoczył mnie Pan. Patrzę zawsze bardziej na punkty niż na bramki, ale to miłe. Mam fajnych zawodników. Mamy poukładaną drużynę, ale podejrzewam, że nie tylko w Gotartowicach jest element puzzli, który może się rozsypać. Na papierze są zawodnicy, ale różnie z tym jest, szczególnie w czasach pandemii. Szczęśliwie u nas jakoś to się układa. Najważniejsze to wyciągnąć wnioski z porażek. Czasem trzeba szatnią potrząsnąć, ale chłopaki wiedzą o co grają. Staramy się wywierać presję na przeciwników, grać ofensywnie i to przynosi skutek. Cieszę się z bramek, ale punkty są najważniejsze. Jest iskra, walczymy, gramy swoje i zawodnicy wiedzą, że przychodząc do klubu naprawdę wiele się zmieniło, odkąd jestem trenerem. Współpraca z Zarządem klubu układa się świetnie i cieszę się, że trafiłem do Gortatowic.
W miniony weekend rozegraliście swój pierwszy sparing, w którym ulegliście drużynie Pierwszego Chwałowice (3:4). Jak ocenia Pan konfrontację swojego zespołu z drużyną Łukasza Wojaczka grającą w Klasie okręgowej?
Z Łukaszem Wojaczkiem znam się od lat. Cieszę się bardzo, że zgodził się na sparing z nami, czyli z drużyną z niższej ligi, bo wiem, że niektóre drużyny unikają takich spotkań. W okresie przygotowawczym pracujemy przede wszystkim nad kondycją i poprawieniem wydolności w jak najlepszy możliwy sposób. Mecz z Chwałowicami pozwolił wejść nam na pełną intensywność. Powiedziałem chłopakom, aby grać do odcięcia, jeżeli braknie nam sił to trudno. I tak właśnie było. Po pierwszej połowie prowadziliśmy i jeszcze dwukrotnie obejmowaliśmy prowadzenie. Jednak zabrakło tlenu i od 70. minuty zaczęły się problemy. Z wyniku jestem zadowolony i dziękuję za sparing oraz życzę Pierwszemu Chwałowice jak najlepszych wyników w Klasie okręgowej.
Jaki jest cel zespołu na drugą część sezonu?
Jeżeli nie ma się celu to nie ma po co grać. Każdego z nas cel motywuje do czegokolwiek. Ja ten cel mam. Jestem cały czas związany z piłką i kiedy skończyłem przez kontuzję granie to wiedziałem, że będę zajmował się dalej futbolem. Zrobiłem kurs sędziowski i trochę się w to pobawiłem. Najlepsze w sędziowaniu jest to, że zawsze wychodzi się w pierwszym składzie (śmiech). Jestem przez to pełen szacunku dla pracy arbitra Nieraz presja kibiców może takiego arbitra zgubić nawet w Klasie B, czy juniorach. Dziękuję, że miałem z tym epizod, co też przekłada się na rolę trenera, Sędziowie są różni, ale są to przede wszystkim ludzie, którzy się tak samo mylą. Jeżeli chodzi o cele Gotartowic to pięć punktów straty do lidera na tym poziomie to niewiele. Zawsze mieliśmy lepszą passę na jesień. Nie możemy więc spaść z tej poprzeczki, którą mamy, a wręcz przeciwnie chcemy ją podwyższyć. Na pewno będzie ciekawie. Wiem, że rywale się wzmacniają jak na przykład Szczerbice, czy Wicher Wilchwy.
Czy kadra uległa zmianie w odniesieniu do rundy jesiennej?
Dobre pytanie. Na chwilę obecną staramy się sprowadzić dwóch zawodników. Nie zdradzę nazwisk, ale są to zawodnicy z lig okręgowych. Na pewno będą to dobre wzmocnienia. Tak jak Pan wspomniał mamy tych bramek zdobytych sporo, ale w tym momencie najważniejsza jest obrona i w formacji defensywnej chcemy dokonać wzmocnień.
Z tego co udało mi się dowiedzieć były dla Pana oferty z innych klubów
Widzę redaktor przygotowany (śmiech). Były oczywiście propozycje. Jest to miłe, cieszę się, że gdzieś moje nazwisko, jako trenera żółtodzioba i nie wstydzę się tego określenia, zostało dostrzeżone. Nie będę zdradzał nazw drużyn, ale były to drużyny A-klasy zarówno z górnej jak i dolnej części tabeli. Dla mnie bronienie się przed spadkiem to też byłoby wyzwanie i gdyby udało się uratować na pewno byłby to sukces. Na chwilę obecną jednak nie zawracam sobie tym głowy i do czerwca skupiam się na pracy w Sygnałach Gotartowice, gdzie chcemy osiągnąć jak najlepszy wynik. Mam ogromne wsparcie rodziny, choć wiem, że jej kosztem realizuję się w futbolu. Piłka jest dla mnie bardzo ważna. Jest to fajna odskocznia od codziennego życia. Może nie wszyscy się z tym zgodzą, ale mnie atmosfera treningów i meczów bardzo odpowiada.
Czego panu życzyć na nowy rok?
Całej drużynie zdrowia i szczęścia, żeby czasy wróciły do normalności. Tego życzę wszystkim.
ROZMAWIAŁ DAWID WYBRANIEC